Finałowe Danie, dobre nie na śniadanie, czy wygrywanie.. :) Kopytka z bobu, ot co!
Kochani! Dzisiaj już sobota.. Minęło równe 7 dni, a ja nadal nic nie napisałam.. Nie wiem jakim cudem, wydaje mi się, jakbym dopiero wczoraj w nocy wróciła ze zmagań..! Ech, czasami człowiek narzeka, ze za dużo tego czasu, że nudzi się.. Ale ja chyba zacznę w drugą stronę: GDZIE mi ten czas UCIEKA?! :)
To może zacznę opowieść.. Opowieść nie o tym jak wygrałam, ale o tym jak nauczyłam się wiele, jak zmieniłam się i ja i moje podejście.. i o tym jak poznałam najlepszych ludzi na świecie.. :)
A więc.. W sobotę odbył się Wielki Finał BlogerChefa w Windsor Palace Hotel****, do którego trafiłam dzięki zwycięstwu II półfinału. Udział wzięli również zwycięzcy pozostałych półfinałów, a więc: Joanna (Na cztery widelce), Anna (Czosnek w pomidorach), Martyna (Smakiem pisany) oraz tegoroczny i jakże zasłużony zwycięzca Paweł (Kuchnia Słonia).
Oczywiście jak to ze mną bywa-przyjechaliśmy na ostatnią chwilę.. a tak! Liczba mnoga, bo oczywiście nie mogło zabraknąć ze mną Mistrza Naleśników, który zawsze i wszędzie dzielnie mnie wspiera.. :) W moim transporcie udało mi się również po drodze zgarnąć Anetę (Planeta Smaku), oraz tradycyjnie Madzię (Breakfast time) i Maję (Pozytywne Żywienie)-wiem, że bez nich ten czas nie byłby tak cudownym.. :)
Gotowanie zaczęło się kilkanaście minut po 11, a skończyło ok godziny 16.. Dla mnie? Było to dosłownie 5 minut..!
Nie pamiętam jak zaczęłam i skończyłam.. Wpadłam w tooootalny amok kuchenny :D
Cały finał polegał na dwóch rundach:
-pierwsza to przygotowanie wcześniej zgłoszonego dania
-druga: przygotowanie dania z dwoma obowiązkowymi produktami
O ile w pierwszej wiedziałam, co robić, w drugiej miałam pustkę.. Działałam instynktownie, haha, jak zwierzę podczas polowania.. :D
Dania zgłoszone przez finalistów osobiście mnie zaskoczyły, pokazały bardzo wysoki poziom.. Jagnięcina, przepiórka.. o mamoo! Ja na co dzień nie słyszałam o takich cudeńkach w mojej kuchni, a co dopiero je przygotowywać.. :) Wielkie chapeus bas dla Was Blogerzy! :)
Daniem zgłoszonym przeze mnie były... kopytka z bobu.. Tak, tak-nic nadzwyczajnego wiem.. Ale zgłaszając to danie nie myślałam o tym, jak będzie prezentować się przy reszcie, czy jak będzie brane przez jury do oceny.
Sami jurorzy ocenili danie jako: smaczne i udane, jednak brakowało mięska, i na główne danie dla nich nie pasowało.. Ważne jednak, że smak był! :)
Druga runda? Całkowite improwizacje i to nie tylko u mnie na talerzu! :)
Z wielkim napięciem i skupieniem słuchaliśmy Szefa Jury Mirka Drewniaka, który tłumaczył zasady i dla przekory wydłużał czas oczekiwania.. A przecież my tak bardzo chcieliśmy wiedzieć, co kryje się pod Black Box'em! :)
I wtedy padły te wyczekiwane słowa: "Podnieście Black Box'y" i nastała cisza.. Każdy, dosłownie każdy spodziewał się kawałka mięsa, krewetki czy może ryby..
Ale imbir i żurawina!? Zaskoczenie.. Ale właśnie na tym polega zabawa! Liczy się tu i teraz..
Potem tylko 2 minut na to, by podbiec do stołu, zabrać coś co mogłoby wydawać się przydatne i wziąć się do roboty..! :)
Czy ktoś zrobił deser? Niee..!
Wszyscy jednogłośnie podstawiliśmy na mięcho :D
Co tym razem udało mi się przygotować?
hah..! Ku zaskoczeniu samej siebie.. Zrobiłam pierwszy raz w życiu stek..! Tak, tak!
W imbirowej marynacie, z sosem żurawinowym na bazie wina.
Ocena jury: doobre to! I uśmiech na mojej twarzy.. Ulga, stres zszedł i teraz mogłam na spokojnie zacząć się bawić! :)
Najlepsze w całej tej zabawie było to, że.. nie ważne, czy miałeś coś na swoim stanowisku, czy nie.. Mogłeś to spokojnie pożyczyć od innego finalisty-z chęcią dawaliśmy sobie nawzajem produkty, bo przecież nie każdy zdążył pomyśleć, czy będzie czegoś potrzebował czy nie. Nie było chorej rywalizacji, czy działania na szkodę drugiej osoby.
Wieczorem na uroczystej kolacji dowiedzieliśmy się o wynikach konkursu. Jak już wspominałam wygrał Paweł, i jak dla mnie był to wynik jak najbardziej sprawiedliwy i do przewidzenia :)
Dzięki sponsorom wszyscy z nas otrzymali mega, genialne i bogate prezenty! Na prawdę.. chyba jeszcze nigdy nie widziałam tyle bogactwa na jednej scenie!
Wielkie Woooow!
Ale to nie koniec atrakcji.. Zaraz tuż po konsumpcji przygotowano dla nas pokaz jak przygotować.. jadalne owady! Dokładnie.. Nie, nie przejęzyczyłam się, nie chciałam napisać owoce, obiady.. Tam ma być OWADY :D
Dooobra, przyznam się.. Nie jadłam ich, no nie mogłam.. Ale byli chętni, oj byli! I powiem Wam, że mieli uśmiechnięte miny kiedy przeżuwali tych oto tu malutkich robaczków.. :D
A co wieczorem? A wieczorem.. Wieczorem-dyskoteka! Bo Hotel posiada również salę klubową, w której dość długo udało nam się zabawić z innymi uczestnikami.. Na tyle długo, że gdy kładłam głowę do poduszki witało mnie wchodzące słońce.. :)
Czy było warto? Ba!
Za nic nie oddałabym ani jednej minut z tych dwóch weekendów..
Ale wracając to wiem, że całej zabawy nie byłoby gdyby nie..
Organizatorzy! To Kasia Szatkowska i Marek Bielski mają siłę, moc i odwagę by działać, by zrzeszać.. By tworzyć takie cuda, jakim jest BlogerChef, jakim są te warsztaty!
Dziękujemy Wam! :)
Całej zabawy i nagród (!!) nie byłoby również bez sponsorów :)
Dzięki tej "akcji" poznałam wiele osób, wiele bliskich mi osób.. :) Przecież to oni mnie wspierali na finale, to oni stali dzielnie przy moim stanowisku i dopingowali.. To dzięki nim mam do kogo napisać, z kim porozmawiać :)
Ale też.. Dzięki finałowi zrozumiałam, że gotowanie to nie tylko.. Masz przepis i ugotujesz. Zrozumiałam, że wygranie półfinału nie było przypadkowe, ale to, że nie wygrałam finału również. Że daleka droga przede mną, muszę poznać wiele tajników kulinarnych, obcować z nimi, by umieć. Bo praktyka czyni mistrza, kochani.
I dzięki półfinałowy uwierzyłam w siebie. Uwierzyłam, że ten blog nie jest tylko dla mnie.. Że mam czytelników, że to co przygotuje może być smaczne.
Tak-nie mam zbyt dużego wsparcia w domu, dlatego wygrana w półfinale wiele dała mi do własnego poczucia tego, że coś potrafię.
Ale to finał sprowadził mnie na ziemię-masz potencjał, wykorzystaj go! Naucz się :)
Dlatego zachęcam Was-nie bójcie się próbować, startować.. Porażka to też zwycięstwo..!!
Jasne, każda wygrana cieszy, ale ja np cieszę się, z wygranej Pawła i wiem, co powinnam czerpać z przegranej (o ile mogę tak napisać.. :D).
Mam nadzieje, że wiecie co mam na myśli..
Dziękuję BlogerChefowi za ludzi, za naukę! To wiele :)
Ale tak jak wiecie.. U mnie nie ma wpisu bez przepisu :D
Dlatego dzisiaj dzielę się z Wami przepisem na kopytka! :)
Szczerze powiem.. U mnie kopytka zawsze na słodko i z masłem :D Dlatego też nie wyobrażałam sobie do nich towarzystwa mięcha..
Ale, ale! Wszystko jest możliwe!
Zachęcam Was do ich spróbowania (nawet największych przeciwników bobu w stanie tylko ugotowanym), zakochacie się!
Ja bób zdzierżę tylko w tej postaci i kocham go w formie kopytek.
To, co.. Gotowi by poznać nowe smaki?! :)
Kopytka z bobu z sosem miętowo-bazyliowym
Składniki:Kopytka:
-600g bobu
-1 jajko
-2 ząbki czosnku
-100g mąki + do podsypania
-sól, pieprz do smaku
-cukier, sól do gotowania
Sos:
-garść świeżych liści bazyli
-garść świeżych liści mięty
-1 łyżeczka soku z cytryny
-120g jogurtu naturalnego
-1-2 łyżki oliwy/oleju
-sól, pieprz do smaku
Dodatkowo:
-orzeszki pini
Wykonanie:
Kopytka:
Bób ugotować z 1 łyżeczką cukru w wodzie. Zaraz po zagotowaniu dodać 1,5 łyżeczki soli.
Gotować ok 15-20 minut.
Następnie ostudzić i obrać.
Odmierzyć do osobnej miski 320g i zgnieść jak ziemniaki na kopytka.
Dodać jajko,oraz przepuszczony przez praskę czosnek. Wymieszać.
Następnie dodawać porcjami mąkę i mieszać łyżką, aż ciasto wchłonie mąkę.
Z gotowego ciasta turlać wałki i kroić kopytka.
Gotować we wrzątku ok 1 minut.
Podawać z sosem i prażonymi orzeszkami.
Sos:
Listki mięty i bazylii dokładnie opłukać i wysuszyć.
Zblendrować z oliwą i sokiem z cytryny.
Następnie dodać jogurt, przyprawy i ponownie zblenderować na jednolitą masę.
Dodatkowo:
Orzeszki uprażyć na suchej, teflonowej patelni.
Smacznego!
38 komentarze
jaka piękna ta Twoja relacja.. :) wiesz, że ja dokładnie to samo pomyślałam o sobie? że długa droga przede mną, ale warto próbować, warto się sprawdzać... sam fakt, że ktoś poza bliskimi mi ludźmi może mnie docenić, jest wart starania :)
OdpowiedzUsuńgratuluję jeszcze raz kochana! dziękuję za wspaniały weekend :*
A kopytka? Dla mnie mistrzostwo świata! I mięsa mi wcale nie brakowało :)
Gratulacje ! Jak tam pięknie i ile dobrych rzeczy :D
OdpowiedzUsuńGratuluję! Dzięki za relację :)
OdpowiedzUsuńSuper relacja :)
OdpowiedzUsuńIntrygują mnie te kopytka :)
Wspaniałe przeżycie :)
OdpowiedzUsuńkochana gratuluję Ci finału! brawo!! :D pięknie wyglądacie wszystkie :)
OdpowiedzUsuńtwoje kopytka bym zjadła, tak narobiłaś mi na nie ochotę <3 ale robali nie ruszę nigdy w życiu, o nieee! :D
Przeczytałam od deski do deski :) świetna relacja. Wspaniale się rozwijasz,tylko pogratulować:))
OdpowiedzUsuńSczerze Cię podziwiam! Mnie od razu by zjadł stres i nic bym nie wymyślila;p Super!!! Ogromne gratulacje:) To właśnie podpiera nas w tym co robimy i daję odpowiedź na nasze odwieczne pytanie "czy jest sens".
OdpowiedzUsuńBrawo :)!!!!!!!!!
Gratuluję dojścia do finału i tego co z niego wyniosłaś przde wszystkim! :)
OdpowiedzUsuńhejkaa ;)
OdpowiedzUsuńale się naczytałam ;o
po zdjęciach i całym Twoim opisie, a także minach do zdjęć widzę i wnioskuję że bawiłaś się super, a nawet zajebiście ;) takich rzeczy się nie zapomina, one zastają i uczą ;) takie dośw. są najlepsze ;)
gratulacje dla Pawła! ;)) i Tobie także wszystkiego czego się nauczyłaś ;) trochę ci zazdroszcze, ale gotowanie i tak nie jest dla mnie hehe xd
Samo dojście do finału to już swojego rodzaju wygrana :) Fajna przygoda, świetna relacja i zdjęcia. Czytałam z zapartym tchem :)
OdpowiedzUsuńtak, jak bobu nie lubię, tak te kopytka bym chętnie spróbowała :D brak mięsa w moim przypadku to już w ogóle jak najbardziej na plus ;p
Świetna relacja! A kopytka z bobu- dla mnie szok, na pewno ciekawe w smaku :)
OdpowiedzUsuńMiło było Cię poznać na tak fajnej imprezie
OdpowiedzUsuńBardzo serdecznie gratuluję ! Wielki zaszczyt znaleźć się w finale i Tobie się to udało :) Sukcesów kolejnych życzę :) A kopytka z bobu zapowiadają się .... mniam mniam .... smakowicie :))
OdpowiedzUsuńalez miałaś świetną i pouczającą zabawę :)
OdpowiedzUsuńBo to już tak jest całe życie się uczymy i warto korzystać z każdej okazji, pozdrawiam serdecznie !
O jejku mam znaną znajomą! :D Serdecznie Ci gratuluję moja droga! :)
OdpowiedzUsuńOby więcej takich konkursów Cię czekało :)
ze raz Ci gratuluję, szkoda, że nie wygrałaś ale i tak bądź z siebie dymna! Doszłaś do finału :)
OdpowiedzUsuńAle świetna sprawa. Gratuluję Ci i zazdroszczę możliwości ;-)
OdpowiedzUsuńA tym imbirem i żurawiną faktycznie zaskoczyli... sama bym na to nie wpadła! ;)
A mnie tymi kopytkami bardzo zaskoczyłaś! Podoba mi się kolor :)
OdpowiedzUsuńGratuluję dojścia do finału :)
Gratulacje!!!!! Miałaś wrażenia:)
OdpowiedzUsuńKopytka super!! Ale Twoja relacja je przebija :) Gratuluję odwagi!! Super przygodę przeżyłaś!!
OdpowiedzUsuńsuper, że dużo się nauczyłaś :) w ogóle super doświadczenie!:) tylko pozazdrościć::)
OdpowiedzUsuńOgromne gratulacje, za odwagę i umiejętności, bo bez nich nie zaszłabyś tak daleko (a ja uważam, że dojście do finału to już baardzo wysoki poziom). Pozdrawiam!:)
OdpowiedzUsuńgratulacje za pomysły kulinarne i za to jak sobie poradziłaś z uśmiechem na twarzy :)!
OdpowiedzUsuńPiękna relacja.
Pozdrawiam:)
Super relacja i swietnie, ze tyle zdjec! Gratulacje, ze zaszlas tak daleko :-D Za boben nie przepadam, ale kto wie, moze takie kopytka bym wsunela. Sos bardzi mnie ciekawi, uwielbiam miete!
OdpowiedzUsuńFantastyczna przygoda i relacja :)
OdpowiedzUsuńGratuluję, dla mnie jesteś zwycięzca tak samo jak cała reszta uczestników.
OdpowiedzUsuńGotowanie pod taką presją jest ogromnym wyzwaniem, trzeba mieć nerwy ze stali:)
a przepis porywam, mam mały nadmiar bobu w ogródku:)
Świetnie, że się dużo nauczyłaś, gratuluję, że doszłaś do finału. Kopytka na pewno wypróbuję, bo prezentują się smakowicie :))
OdpowiedzUsuńSuper ,masz odwagę ,takie konkursy to nie na moje nerwy.Kopytka smakowite,z bobkiem ,no ,też nie przepadam.
OdpowiedzUsuńGratulacje za odwagę , ja chyba bym nie dała rady podjąc takiego wyzwania, dla mnie jesteś wielka i wygrana :)
OdpowiedzUsuńGratuluje! Wzięcie udziału w takim konkursie już świadczy o wysokim poziomie. Z przyjemnością przeczytałam twoją relację :D
OdpowiedzUsuńGratulacje, przeżyłaś niesamowitą przygodę, pozazdrościć ;)))
OdpowiedzUsuńGratulacje, wielka bitwa zaliczona, ściskam!!!
OdpowiedzUsuńBardzo piękna relacja! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńGratuluję fajnej przygody! A przepis na kopytka jet bardzo apetyczny :)
OdpowiedzUsuńMusiałaś przeżyć fajna przygodę.
OdpowiedzUsuńMoja kuchnia zaczyna juz przypominać kuchnie po miesiącu placu budowy, do kupie parę sprzętów (bo część wywaliłam) i chętnie wypróbuje kopytka.
W finale bylas calkowicie zasluzenie :) Twoja milosc do gotowania czuc na kilometr :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna i obrazowa relacja. Od razu przypomniał mi się nasz półfinał:-) Bardzo żałuję, że nie mogłam przyjechać, bo w tym samym czasie urlopowałam poza granicami naszego kraju;-)
OdpowiedzUsuńBędę wdzięczna za każdą opinię i sugestię! Smacznego!